Rajd Wołyński 27.05.1930 A.D.

27.05.1930

Łuck – Lwów – Lublin – Łuck – cztery słowa, właściwie nazwy, a tyle da się wstawić w te ramy. Tędy bowiem biegła trasa pierwszego rajdu, zorganizowanego przez Wołyński Klub Automobilowy.

Klub ten, choć jest jednym z najmłodszych klubów automobilowych w Polsce, okazuje już w pierwszych swoich poczynaniach wiele energii, zapału i ambicji. A to wiele znaczy. Za ambicją idzie bowiem zawsze rozwój, przed Wołyńskim Klubem Automobilowym stoi zatem otworem droga zwycięstw i triumfów.

Zanim przystąpię do opisu i scharakteryzowania przebiegu samego rajdu, słów kilka chciałbym poświęcić jego inicjatorom i wykonawcom zarazem. Mam na myśli panów, którzy zespoleni w zarządzie klubu tworzą doskonałą, niemal idealną podstawę i gwarancję dalszego jego rozwoju.

Klub ten, choć jest jednym z najmłodszych klubów automobilowych w Polsce, okazuje już w pierwszych swoich poczynaniach wiele energii, zapału i ambicji. A to wiele znaczy. Za ambicją idzie bowiem zawsze rozwój, przed Wołyńskim Klubem Automobilowym stoi zatem otworem droga zwycięstw i triumfów.

Zanim przystąpię do opisu i scharakteryzowania przebiegu samego rajdu, słów kilka chciałbym poświęcić jego inicjatorom i wykonawcom zarazem. Mam na myśli panów, którzy zespoleni w zarządzie klubu tworzą doskonałą, niemal idealną podstawę i gwarancję dalszego jego rozwoju

Inż. Franciszek Księżopolski, dyrektor wołyńskiej dyrekcji robót publicznych w Łucku i jednocześnie wiceprezes klubu, otacza go opieką ojcowską, a zarazem prawnopaństwową, pomagając w ten sposób niebywale w organizacji klubu. Nawet lokal klubu mieści się chwilowo w gmachu dyrekcji.

Osią sportowej działalności klubu jest wiceprezes komisji sportowej p. Ksawery Lecewicz. Człowiek ten duszą całą i czas wolny, obok wielkiego wyrobienia sportowego, poświęca klubowi. Był jednocześnie jednym z organizatorów rajdu i wicekomandorem, a z zadania swego wywiązał się znakomicie, stawiając od razu rajd wołyński na wysokim poziomie sportowym.

Trzecim jest p. inż. Mikołaj Grigorjew, wicekomandor techniczny rajdu, który do ostatniego szczegółu przygotował rajd nie tylko organizacyjnie, ale i technicznie. Wszyscy ci panowie żyją myślą o klubie – gdy tego zachodzi potrzeba, pełnią funkcje urzędników, gdyż Wołyński Klub jest jeszcze za ubogi na posiadanie odpowiedniego biura, jednym słowem podtrzymują і budują podstawy wołyńskiego klubu, jako poważnej placówki sportu automobilowego.

Powracając do strony organizacyjno-technicznej, rajd odbył się w dniach 27, 28 і 29 maja ze startem w Łucku, jako siedzibie Wołyńskiego Klubu Automobilowego. Komandorem rajdu był p. Hulewicz, wicekomandorem p. Lecewicz, a wicekomandorem technicznym – inż. Grigorjew.

Mimo dość dużego zainteresowania rajdem wśród członków klubu, z powodu różnych przeszkód startowało tylko 9 maszyn i 3 komandorskie. Niezgłoszenie się wielu maszyn i zawodników spowodowane było niepotrzebnym alarmem w ostatniej chwili ze strony niektórych członków klubu, iż rajd się nie odbędzie.

Do rajdu stanęły przede wszystkim trzy Tatry, kierowane cały czas przez właścicieli, członków klubu: p. Lada-Łobarzewski, inż. Przewłocki, p. Marynowicz.

Citroën-Six, kierowany przez hr. Romerową z Warszawy, naprzemiennie z jej mechanikiem, od pierwszej chwili pojawienia się na starcie cieszył się szczerą i bezinteresowną sympatią gości і uczestników. Pani Romerowa już wstępnym bojem zdobyła sobie Wołyń і Wołyniaków. Śledzono cały czas z zaciekawieniem і powiedziałabym serdecznością przebieg jej jazdy.

Ford model 1929, kierowany był przez p. Kulikowskiego, przedstawiciela firmy.

Zakryty Chevrolet p. Schlemmera, prowadzony przez cały czas przez jego szofera, doskonale pasował do rosyjskiego przysłowia: "Ciszej jedziesz, prędzej będziesz". Bez rozgłosu i zbędnych emocji przejechał trasę bez punktów karnych, dając pełną satysfakcję swemu kierowcy.

Drugi Chevrolet, odkryty, stanowił znów dość poważny punkt zainteresowania rajdu. Prowadziła go p. Ksienia Jesipow, która jednala sobie sympatię sędziów, kontrolerów i współzawodników zarówno urodą, jak i doskonałą jazdą. Szkoda tylko, że w ostatnim dniu oddała kierownicę swemu mechanikowi, tracąc szansę na plakietę za osobiste prowadzenie maszyny przez cały czas. Jej Chevrolet był stale na przedzie, choć kierowczyni opłaciła to trzydniowym postem, nie chcąc tracić czasu na jedzenie.

Auburn, którego prowadził p. Girara, cały czas szedł doskonale, a dopiero ostatniego dnia na pół drogi przed Kowlem maszyna odmówiła posłuszeństwa. Do 11-ej wieczorem kierowca próbował dotrzeć do Łucka, ale musiał się poddać.

Oakland, prowadzony przez p. Starzewskiego, był chyba najbardziej kapryśną maszyną z całego rajdu. To sypał tempem wyścigowym, to znów zatrzymywał się na pół godziny, latając gumy, i tak wkółko przez trzy dni. Nie spotkać p. Starzewskiego na drodze reperującego gumy było wprost niemożliwe!

W ciągu trzech dni rajdu przebyto 970 km, na co złożyły się:

• 307 km pierwszego dnia,

• 316 km drugiego dnia,

• 347 km trzeciego dnia.

Drugiego dnia z rajdu wycofał się p. Przewłocki (Tatra) z powodu defektu, a trzeciego – p. Girara (Auburn). Rajd zakończyło 7 maszyn, w tym p. Marynowicz, p. Kulikowski i p. Jesipow – bez punktów karnych.

Pierwszą nagrodę w próbie hamowania, ofiarowaną przez hr. Ledóchowskiego, otrzymał p. Kulikowski (Ford). W próbie biegu płaskiego na piątym kilometrze pod Lublinem zwyciężył p. hr. Romer (Citroën-Six). Na usprawiedliwienie zawodników muszę nadmienić, że w czasie próby hamowania padał ulewny deszcz, co ogromnie utrudniało przejazd, a "Bieg płaski" wcale nie odbywał się na płaskim torze, gdyż takiego w dosłownym znaczeniu nie było w Lubelskiem na dystansie 3 km. W rzeczywistości był to zjazd z jednej pochyłości i wjazd na drugą, co ogromnie speszyło niektórych zawodników.

Organizacja rajdu stała na wysokim poziomie. Na drogach we wszystkich mijanych województwach (o ironio! z wyjątkiem wołyńskiego) panował porządek, dzięki obstawieniu przez policję i służbę drogową, które ponadto wskazywały kierunek jazdy. Szczególny ład panował jednak w województwie lwowskim, co należy podnieść z wielkim uznaniem, przypisując to sympatii i zrozumieniu dla automobilizmu ze strony samego pana Wojewody hr. Gołuchowskiego. We wszystkich parkach oraz na etapach po drodze funkcjonowały sprawnie stacje benzynowe i olejowe firm Standard Nobel i Vacuum Oil Company. 

Ogromną pomoc przy organizacji parków, kwater, prób biegu płaskiego i próby hamowania okazały. 

• Małopolski Klub Automobilowy we Lwowie,

• nowopowstały Klub Automobilowy w Lublinie,

• dowództwo D.O.K. w Lublinie.

Rajd zakończył się wspólną kolacją w kasynie obywatelskim w Łucku. Nastrój psuło tylko to, że wielu uczestników nie przybyło na nią z powodu przemęczenia lub konieczności natychmiastowego powrotu do domów.

Maria Szachówna

"Auto" nr 6. Czerwiec 1930 r.