Trasa Rajdu Wołyńskiego

28.07.1930

Nie wiem, dlaczego, ale na rajd przywykliśmy patrzeć jedynie jako na imprezę czysto sportową i zdaje się, że będzie to z mojej strony może nawet pewnym zuchwalstwem, jeżeli ośmielę się stwierdzić, że na rajd patrzę również pod kątem turystyki. Zawsze uderzało mnie to, że na łamach prasy barwnie i żywo opisywano wrażenia z danego rajdu, ale nigdy nie opisywano samej trasy. Ośmielę się sądzić, że organizowanie rajdu ma prawdopodobnie na celu także spopularyzowanie pewnych szlaków automobilowych, dotychczas mniej lub wcale nieznanych, a nie tylko dostarczenie uczestnikom pewnej sumy wrażeń. Nie wszyscy automobiliści mogą w danym rajdzie uczestniczyć, a chętnie chcieliby już po rajdzie zapoznać się z jego szlakiem jako terenem czysto turystycznym.

Na przykład tegoroczny rajd wołyński spełnił, moim zdaniem, doniosłą rolę propagandową wśród automobilistów, choć części województw wołyńskiego, tarnopolskiego, lwowskiego, lubelskiego i poleskiego. Wykazał on, że te "odległe kresy", o których u nas mówi się z niechęcią jako o terenie turystycznym, a w Polsce Zachodniej niemal z przerażeniem, posiadają wcale niezłe szosy, na których na całych odcinkach można nawet rozwijać maksymalną prędkość wozów.

Rajd wołyński był jak gdyby impulsem do wtargnięcia auta w te na wpół dziewicze lasy i łąki Polesia, tak rzadko, niestety, odwiedzane przez automobilistów. Z prawdziwą radością, choć było to połączone z dużymi i męczącymi objazdami, śledziliśmy na wielu odcinkach budowę nowych szos lub remontowanie starych, co jest zapowiedzią coraz większego udostępniania naszych kresowych województw dla sportu automobilowego i wciągnięcia ich w orbitę popularnych szlaków automobilowych Polski. Rajd wołyński zapoczątkował z doskonałym wynikiem ożywienie i pewne spolszczenie kresów wschodnio-południowych, zapoznając jednocześnie turystów automobilowych z pięknem i różnorodnością krajobrazu, tak mało dotychczas w Polsce znanego.

Kierując się tymi spostrzeżeniami, chciałbym opisać szczegółowiej samą trasę tegorocznego rajdu wołyńskiego, który, obok wyników sportowych, był niesłychanie ciekawy pod względem krajoznawczym. Różnił się on od innych rajdów tym, że nie dobierano najlepszych szos. Chodziło raczej o zobaczenie danej okolicy czy miasta, aniżeli o przejechanie łatwiejszą drogą. I cel osiągnięto w zupełności – trasa była bardzo interesująca.

Z Łucka wyjechaliśmy na Równe, miasto liczy 35 000 mieszkańców, ze starym zamkiem książąt Lubomirskich, zamienionym obecnie na szkołę. Dubno – może najczystsze z miast wołyńskich – z ruinami ufortyfikowanego niegdyś zamku książąt Ostrogskich z XVI wieku oraz ruinami pałacu książąt Lubomirskich z XVIII wieku, zniszczonego w czasie ostatniej wojny przez Austriaków. Ciekawa Brama Łucka z XVI wieku, kościół Bernardynów z 1620 roku w stylu barokowym oraz stylowa synagoga z XVI wieku. Mijamy Brody i wkraczamy na teren województwa tarnopolskiego.

Trasa biegnie przez Podhorce, gdzie szosa prowadzi między pałacem a kościołem. Pałac tutejszy to jeden z najciekawszych zabytków architektury XVII wieku w Polsce, o pięknej i harmonijnej linii fasady. Posiada wyjątkowo piękny dziedziniec oraz park opadający tarasami.

Kościół natomiast to rotunda z XVIII wieku, pełna obrazów Czechowicza i Smuglewicza.

Na terenie województwa tarnopolskiego mijamy jeszcze Złoczów – miasteczko liczące 13 000 mieszkańców, czyste i ładnie zabudowane, z zamkiem z XVII wieku, zamienionym obecnie na więzienie, który jednak zachował dawne fortyfikacje. Uwagę zwraca także śliczny barokowy kościół z XVII wieku.

Wjeżdżamy na teren województwa lwowskiego i już do samego Lwowa nie spotykamy żadnego specjalnie ciekawego obiektu. Lwowa opisywać nie będę, bo doskonale zna go każdy szanujący się automobilista. Ciekawa za to była nazajutrz trasa ze Lwowa.

Jedziemy na Jaworów, który od razu przywodzi na myśl postać króla Jana Sobieskiego, tańczącego tu na weselu kowalówny. Wszystkie ulice i budynki miejskie przypominają zresztą ten fakt, ponieważ każda nazwa ma coś wspólnego z osobą króla.

Przejeżdżamy Jarosław – miasto liczące 30 000 mieszkańców – i z zazdrością stwierdzamy, że jednak na terenie dawnego Królestwa miasta tej wielkości nie mają tak schludnego wyglądu. Kościół i klasztor Benedyktynów z 1622 roku, otoczone fortyfikacjami, wznoszą się malowniczo na wzgórzu. Do zabytków miasta należy zaliczyć także ratusz z XVII wieku, kościół Dominikanów z 1627 roku oraz renesansowy dom rodziny Orsettich, zwany Starym Zamkiem. Przed Tomaszowem Lubelskim mijamy granicę dawnej Galicji i jesteśmy "u siebie", to znaczy w województwie lubelskim.

I znów trasa, chcąc pokazać nam to, co w Lubelskiem może najładniejsze, zarówno pod względem architektury, jak i historii, biegnie przez Zamość. Miasto to założył pod koniec XVI wieku Jan Zamojski, kanclerz króla Batorego, któremu także zawdzięcza ufundowanie kilku swoich monumentalnych budowli.

Wjeżdżamy do miasta obok ceglanych murów tutejszej twierdzy, która w XVII i XVIII wieku wsławiła się zwycięską obroną przed Szwedami, Kozakami i Austriakami. W 1866 roku została zniszczona przez Rosjan, a to, co dzisiaj widzimy, to jedynie resztki dawnej świetności.

Ratusz z XVII wieku i kolegiata, wzniesiona w latach 1578–1693, to najpiękniejsze budynki w mieście. Dawny pałac Zamojskich został przez Rosjan zamieniony na koszary.

Jedyną ozdobą Krasnegostawu jest kościół Jezuitów z 1795 roku.

Po drodze mijamy jeszcze Fajsławice i Piaski, a następnie dojeżdżamy do Lublina na nocleg.

Lublin, malowniczo położony nad Bystrzycą, z zabytków Lublin posiada zamek z XI wieku, katedrę (dawny kościół Jezuitów) z XVI wieku z ciekawą zakrystią, przebudowaną w stylu rokoko w XVIII wieku, oraz kościół Dominikanów z XIV wieku.

Brama Krakowska, ze swoją 56-metrową wieżą, a także Brama Grodzka są pozostałościami dawnych murów miejskich. W 1569 roku Lublin wsławił się podpisaniem tutaj unii między Polską a Litwą, a chwile te upamiętnia marmurowy obelisk stojący na Krakowskim Przedmieściu.

Po wyjeździe z Lublina kierujemy się do Łucka, nie mijając na terenie województwa lubelskiego żadnego większego miasta.

Z uznaniem jednak należy stwierdzić, że województwo to doskonale nadaje się do odbywania wycieczek. Falisty teren, na ogół dobre szosy i piękne lasy tworzą miły dla oka krajobraz, rzadko spotykany w centralnej Polsce. Tego dnia przecięliśmy jeszcze województwo poleskie, jadąc szosą Brześć – Kowel i mając cały czas przed oczami piękny, nieco dziki i malowniczy krajobraz Polesia. Szuwary, łąki, przecinane jeziorami i zamknięte ścianą lasów, a do tego tak rzadko spotykana dziś cisza przyrody – przy idealnej szosie tworzą z Polesia miły, choć rzadko odwiedzany teren turystyczny.

Nad Kowlem nie warto się nawet zastanawiać. Nie ma tu zabytków, chociaż, jak na nasze kresowe warunki, jest dość czysty.

W miarę zbliżania się do Łucka teren się podnosi, znikają mokradła i lasy, pojawiają się pola uprawne i wsie. Wśród takich widoków wjechaliśmy do Łucka, gdzie nastąpił ostatni etap rajdu i jego zakończenie.

Maria Szachówna.

"Auto" nr 6. Czerwiec 1930 r.